czwartek, 20 listopada 2014

Cause' we are not afraid of who we are but of what we have become.



Październik i listopad dostają ode mnie mandat za przekroczenie prędkości.

Choć na początku roku akademickiego miałam już od września trwający zły humor, tak od końca października po dziś dzień jestem w świetnym nastroju. Wreszcie w znacznej mierze uporałam się z siedzącymi w mojej głowie demonami,  choć kilka z nich nadal pozostało.

Lekarstwem na moje smutanie był cudowny koncert mojego ulubionego zespołu, na który zabrał mnie przyjaciel, a niespodziewany przylot ukochanego na tydzień jako prezent na moje urodziny to był strzał w dziesiątkę z jego strony. Poza tym niesamowicie zacieśniłam więzi z pewnymi osobami i czuję się komuś potrzebna. Mam cudownych ludzi wokół siebie.


Wreszcie po długiej walce z niektórymi osobami dostałam w swoje dłonie nowy telefon z całkiem znośnym aparatem, dzięki czemu powracam do robienia mojego wyzwania 365. Mimo, że upłynęło już kilka miesięcy, w czasie których nie robiłam zdjęć codziennie, nadal nie opadły we mnie chęci i cieszę się na myśl o kontynuowaniu projektu.





Wreszcie znalazłam szatę graficzną, która odpowiada mi w każdym calu i do tego jest czytelna ^^





5 grudnia jadę do Warszawy po mój pierwszy tatuaż. Każdego poranka gdy otwieram oczy i patrzę na jeszcze nie skażoną niczym skórę ręki, ogarnia mnie strach i niepewność. Jednak wraz z przemijaniem dnia to uczucie zostaje wyparte przez zdecydowanie i szczęście. I tak codziennie.
Może to przez to, że ja po prostu boję się igieł :x